Jak zapewne wiecie, nie jestem fanem kawy rozpuszczalnej. Dla kogoś kto w kawie dopatruje się wyjątkowego smaku, jakości i przyjemności z picia, a nie tylko środka na pobudzenie, produkt taki nie może stanowić żadnej alternatywy. Półki w sklepach uginają się jednak od takiej kawy, a jej sprzedaż utrzymuje się stale na bardzo wysokim poziomie. Chciałbym Wam zatem opowiedzieć skąd taka kawa się wzięła i jak się ją robi.
Początki kawy rozpuszczalnej sięgają przełomu XIX i XX wieku. W 1890 roku David Strang z miasta Invercargill w Nowej Zelandii opatentował proces suszenia kawy gorącym powietrzem i wypuścił na rynek produkt pod nazwą Strang’s Coffee. Nie był on chyba zbyt dobry i nie zdobył szerszego uznania. Podobny los spotkał Japończyka Satoriego Kato, który pracował w Chicago i który opracował proces produkcji kawy w proszku. Wiadomo, że była ona zaprezentowana w Buffalo na Wystawie Amerykańskiej w 1901 roku. Dziewięć lat później George Washington (zbieżność imienia i nazwiska z prezydentem USA jest przypadkowa) również wprowadził do obrotu sproszkowaną kawę własnej produkcji, ale i ona nie odniosła sukcesu.
Za kluczowy rok związany z masową produkcją kawy rozpuszczalnej należy uznać 1930. Wówczas to Instytut Kawy z Sao Paulo w Brazylii zwrócił się z prośbą do szwajcarskiej firmy Nestle, znanej z konserwowania i produkcji sproszkowanej żywności. Brazylijczycy nie potrafili sobie poradzić z nadwyżką wyprodukowanej kawy i szukali sposobu na jej długotrwałe przechowywanie. Nestle wyznaczyło chemika dr Maxa Morgenthalera do opracowania metody, która pozwalałaby zamienić ziarna kawowca w produkt, który będzie miał smak kawy i który będzie można długo przechowywać. Zajęło mu to 8 lat i dopiero 1 kwietnia 1938 roku na rynek trafił produkt o nazwie Nescafe („Nes” od Nestle i „cafe”, czyli kawa). Nieco ponad rok później wybuchła II Wojna Światowa. Puszki Nescafe wchodziły w skład żołnierskich racji żywnościowych i stały się obiektem pożądania wśród mieszkańców ogarniętej wojną Europy. Znana jest historia amerykańskiego porucznika, który wymienił się nią z… Pablem Picasso na jeden z jego obrazów. Po wojnie kawa rozpuszczalna na trwale zagościła w naszych kuchniach, a szybki wzrost jej popularności określany jest dzisiaj jako „pierwsza rewolucja kawowa”. Druga rewolucja przypada na lata ’90 i związana jest z modą na picie kawy z tekturowych kubeczków na mieście (np. Starbucks), a trzecia rewolucja to historia ostatnich kilku lat i powrót do korzeni, czyli do prawdziwej, ziarnistej kawy, wypalanej tradycyjnymi metodami w małych, nieprzemysłowych palarniach – i tym właśnie zajmujemy się w palarni Single Origin :)
Ale, wracając do tematu: jak się robi kawę rozpuszczalną? Surowe ziarna kawy trzeba najpierw wypalić. Brzmi dobrze, też tak robimy w naszej palarni. Drugi krok to bardzo drobne zmielenie, a następnie zaparzenie. W warunkach przemysłowych wygląda to jednak nieco inaczej, niż w domu. Kawę zaparza się przy użyciu stosunkowo niewielkiej ilości wody (na 1 litr wody około 2 kg kawy) o zmiennej temperaturze (od 60°C do 180°C) i w warunkach dużego ciśnienia, dzięki czemu nawet przy temperaturach przekraczających 100°C nie dochodzi do wrzenia. Otrzymany w ten sposób ekstrakt jest zagęszczany i klarowany i pozostaje tylko pozbyć się z niego wody. Można tego dokonać za pomocą dwóch metod: albo kawę suszy się gorącym powietrzem pod ciśnieniem (powstaje wówczas kawowy proszek), albo zamraża się ją i usuwa lód za pomocą sublimacji, czyli przejścia lodu w stan gazowy (para), z pominięciem stanu ciekłego (woda). Otrzymuje się wówczas kawowe bryły, które kruszy się na charakterystyczne drobne kryształki.
No dobrze, to co w takim razie siedzi w kawie rozpuszczalnej? Jak wynika przecież z opisu procesu produkcji jest to w sumie ekstrakt z ziaren kawy… To prawda, ale rozważny konsument zada pytanie: jakiej kawy? Na opakowaniach na pewno przeczytamy, że są to „starannie wyselekcjonowane ziarna z najlepszych plantacji”. Nie dajcie się nabrać! Jeżeli jakiś rolnik, np. w Brazylii, ma dobrej jakości ziarna, to sprzeda je za odpowiednie pieniądze albo palarni, albo pośrednikowi. Na kawę rozpuszczalną trafiają zwykle marne ziarna, niedojrzałe, przegnite, wadliwe i wszelkie te, które nie przeszły pomyślnie kontroli jakości. Prawdziwą zagadką są zaś wszelkie produkty typu „3 w 1”. Przykładowy skład? Kawa rozpuszczalna (10%), tłuszcze utwardzone, syrop glukozowy, cukier, mleko w proszku, maltodekstryna i cała masa różnych „E”. Nie polecam.
Na koniec jeszcze pozytywna (teoretycznie) strona kawy rozpuszczalnej: można ją zrobić szybko. Wystarczy zagotować wodę, zalać szklankę lub filiżankę i gotowe. Z drugiej strony, zrobienie tradycyjnej kawy też nie zajmuje dużo czasu. Jeżeli używacie ekspresu automatycznego, najlepiej z wbudowanym młynkiem, to taka kawa będzie nawet szybsza, niż rozpuszczalna. A jeżeli robicie kawę w alternatywnych zaparzaczach, o których wcześniej pisałem, np. w kawiarce Bialetti, Aeropressie, czy Chemexie, to też nie zajmie Wam to więcej jak 5 minut. Moim zdaniem zdecydowanie warto poświęcić kilka chwil i cieszyć się potem smakiem i aromatem prawdziwej kawy!