Wpadł mi ostatnio w ręce ekspres nowej marki na polskim rynku – 4SWISS. Postanowiłem go solidnie przetestować i pomyślałem, że spróbuję zrobić na tym urządzeniu, przeznaczonym do użytku domowego, szereg kaw, z których większość (i to nie wszystkie) dostępne są tylko w dobrych kawiarniach.
Zasięgnąłem więc porady… Kawowego Guru – a właściwie to zajrzałem do jednego z najpopularniejszych artykułów, jakie ukazały się na moim blogu, a mianowicie „Espresso, cappuccino, latte, americano… Czym się różni kawa od kawy?”. Opisuję w nim czym są (i czym się różnią) takie kawy jak popularne cappuccino lub latte, a także mniej znane, np. marochino czy romano.
Czy da się je zrobić w automatycznym ekspresie domowym? Czytajcie dalej!
Najpierw parę słów o urządzeniu. Ekspres do kawy 4SWISS (model Roma A10) okazał się solidnym baristą. Generuje ciśnienie 19 barów (dużo jak na tę półkę cenową), co pozwala stworzyć porządne espresso (a tym samym również kawy na jego bazie). Jest wyposażony w 2 bojlery (jeden dla wrzątku, drugi dla pary), młynek ze stali nierdzewnej z regulacją stopnia zmielenia, zbiornik na wodę o pojemności 1,7 l (teoretycznie standard, ale wiele ekspresów ma mniejszą pojemność) i 3 dysze: na kawę, wrzątek i mleko (to akurat dość rzadko spotykane w tej półce cenowej).
W każdym razie – technicznie zapowiadał się dobrze. Wizualnie również nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń, a nawet więcej – jest bardzo ładny: ma prosty design, elegancki czarny kolor i duży wyświetlacz dotykowy (oraz drugi mniejszy wyświetlacz na korpusie dysz). Wartym odnotowania jest to, że ten ekspres nie ma żadnego fizycznego przycisku, co nie tylko daje mu nowoczesny wygląd, ale pozwala też utrzymać go w prosty sposób w czystości. Wszystkie parametry (oprócz stopnia spieniania mleka) ustawiamy za pomocą dotykowego panelu, który sprawia solidne wrażenie i prawidłowo reaguje na dotyk. Ekspres ma polskie menu, można również wybrać inne języki (niemiecki, angielski, francuski lub włoski).
Zaciekawiony zerknąłem więc do mojego artykułu sprzed ponad 3 lat i zacząłem robić kawę po kawie…
Na pierwszy ogień poszło oczywiście espresso, które stanowi bazę dla większości kaw w typie włoskim. W ekspresie 4SWISS Roma A10 udało się je zrobić bardzo dobrze. Miało pełny smak i ładną cremę. Dodam, że do wszystkich kaw użyłem ziaren kolumbijskiej Supremo z palarni Single Origin (jest to kawa jednorodna, 100% arabica).
W testowanym ekspresie można zmieniać parametry przygotowywanych kaw (ilość użytych ziaren, ilość wody, w przypadku kaw mlecznych także ilość mleka). Ja zrobiłem klasyczne espresso o pojemności 30 ml i użyłem do tego 10 g ziaren. Efekt był jak na ekspres automatyczny naprawdę fajny.
Na pewno można zrobić lepsze espresso w profesjonalnym ekspresie kawiarnianym, ale jak na automat do domu – Roma A10 ma moje wyrazy uznania.
Zaraz za espresso podąża cappuccino i latte. Cappuccino jest mniejsze, latte zaś większe. To drugie ma oczywiście więcej mleka, ale w porównaniu do cappuccino, jest ono mniej spienione. Obie kawy wyszły również bardzo fajnie. Wspomniałem już o espresso dobrej jakości – w przypadku tych dwóch kaw ważną rolę odgrywa spieniacz mleka. W ekspresie 4SWISS Roma A10 znajduje się w on w środku urządzenia, na zewnątrz jest zaś zbiornik na mleko.
Ważna sprawa – gdybyście kupowali jakikolwiek ekspres do kawy – miejcie na uwadze to, że pojemnik na mleko trzeba regularnie myć. Regularnie to znaczy praktycznie każdego dnia. Jeżeli zostanie tam reszta mleka, to się ono skisi. Jeżeli nie zostanie już nic, ale na ściankach zbiorniczka będą jego resztki, to i tak pojawi się niemiły zapach. Ważne jest więc to, aby pojemnik na mleko był łatwy do umycia, najlepiej bez trudno dostępnych rogów, wgłębień itp. Wielu ludzi nie zwraca na to uwagi, a potem, w użytkowaniu, okazuje się, że dbanie o kwadratowy czy prostokątny pojemnik na mleko bywa nieco kłopotliwe.
W testowanym przeze mnie urządzeniu pojemnik ma kształt tuby – można ją łatwo i szybko umyć, a to jest duży plus. Co więcej – ten model posiada również system automatycznego czyszczenia spieniacza do mleka, dzięki czemu nie musimy myśleć o każdorazowym czyszczeniu tego elementu – ekspres pomyśli za nas.
W każdym razie – cappuccino i latte również udały się bardzo dobrze. Jeszcze jedna popularna kawa to americano, czyli tzw. „duża czarna”. Tutaj niemałe znaczenie ma gust osoby pijącej: taka kawa może być mocniejsza i bardziej intensywna, a może być delikatna i „rozwodniona”. Roma pozwala na zrobienie takiej kawy, jaką się lubi. Wspomniałem, że można w łatwy sposób wyregulować parametry danej kawy: ilość wody, ilość ziaren itp. Ja nie jestem fanem dużej czarnej kawy z ekspresu ciśnieniowego (wolę drippery lub Aeropress), ale wyszła mi zupełnie poprawnie.
Warto jednak wspomnieć, że 4SWISS pomyślało także o miłośnikach dużej czarnej – w urządzeniu tym, ponownie – w przeciwieństwie do większości urządzeń w tej kategorii cenowej – program americano polega na przyrządzeniu espresso, a następnie dopełnieniu go gorącą wodą. W wielu innych urządzeniach americano jest po prostu wydłużonym programem espresso, gdzie przez te same fusy woda przelewa się dłużej – jest to rzecz zdecydowanie warta uwagi.
Teraz zaczynają się schody. Kawy, które zrobiłem do tej pory, czyli espresso, cappuccino, latte i duża czarna są zaprogramowane w ekspresie. Można je zrobić klikając w jeden przycisk na wyświetlaczu. Oczywiście można zmieniać ich parametry, ale generalnie są to 4 bazowe kawy, które robi to urządzenie.
Ja zaś chciałem zrobić jeszcze inne kawy i pokazać, że na dobrym ekspresie, z odrobiną własnej wiedzy, jest to możliwe. Zacząłem więc od flat white. Jest to kawa, która pochodzi z Australii. Jej przygotowanie polega za zalaniu dwóch porcji espresso gorącym mlekiem (podgrzanym i ewentualnie bardzo delikatnie spienionym). W tym celu użyłem regulatora stopnia spieniania mleka, który jest zamontowany z boku urządzenia.
Przekręciłem go na najdelikatniejsze spienianie, zrobiłem 2 porcje espresso, a następnie dolałem mleka (naciskając przycisk „mleko”). Efekt był taki jak chciałem – a ponadto był bardzo atrakcyjny wizualnie, co widać na zdjęciu. Flat white wyszło tak, jak powinno.
Kolejna kawa to Macchiato, czyli espresso z niewielką ilością spienionego mleka. Również nie było to nic trudnego. Zrobiłem espresso, następnie dodałem trochę mleka i voila! – wyszło to, co chciałem.
Za macchiato podąża latte macchiato – jest to właściwie jego odwrotność. W tym wypadku gorące spienione mleko zalewa się porcją espresso. Przypominam, że testowany ekspres nie ma sam z siebie możliwości zrobienia takiej kawy. Od czego jednak jest inwencja twórcza? Kliknąłem „mleko” – zaczęło nalewać się do momentu, kiedy nie kliknę „stop”. Następnie porcja espresso i gotowe. Wszystkie te kawy robiłem w przezroczystych szklankach, żeby dobrze było widać świetny efekt mieszania się kawy i mleka. Na waszych gościach na pewno zrobi to wrażenie (dopóki nie zamieszają…).
Innym wariantem kawy mlecznej jest mocha. Jest to właściwie latte, do którego dodaje się czekolady (w syropie lub proszku). Jeżeli ma się czekoladę, to w takim razie nic prostszego. Wystarczy wsypać lub wlać jej nieco do szklanki/kubka/filiżanki i przygotować latte. W efekcie uzyskamy mochę (na moim zdjęciu czekolada znajduje się na dnie szklanki, całość nie jest jeszcze zamieszana; po wymieszaniu kolor się oczywiście ujednolicił, więc efekt nieco zmalał, ale smak był świetny). Tak na marginesie, mocha to dobra propozycja dla Waszych znajomych, którzy nie lubią kawy – bo to niby taka kawa, a jednak trochę kakao 😊
Za mochą z kolei podąża marochino. Jest to espresso z dodatkiem czekolady i niewielką ilością spienionego mleka. Kawa ta pochodzi z włoskiej Aleksandrii, a jej nazwa w języku włoskim oznacza rodzaj skóry o jasnym brązowym kolorze. Jej przygotowanie również nie sprawiło mi problemu: troszkę czekolady w proszku, porcja espresso i na wierzch nieco spienionego mleka. Rezultat widać na zdjęciu i, moim zdaniem, broni się sam.
Do dwóch kolejnych kaw musiałem użyć innych sprzętów kuchennych, bo sam ekspres nie dałby rady. Przygotowałem kawę po wiedeńsku oraz kawę po irlandzku. Obie wymagają nie spienionego mleka, a ubitej śmietanki. W przypadku kawy wiedeńskiej położyłem ją na wierzchu dużej czarnej kawy zrobionej w filiżance. Do Irish coffee użyłem kielicha. Zrobiłem tym razem 2 przeciągnięte espresso, dolałem do nich nieodłączny składnik tej kawy, czyli whiskey, posłodziłem brązowym cukrem, a całość nakryłem bitą śmietaną. Co prawda na dworze coraz cieplej, ale zimne dni mogą jeszcze wrócić, a taki napój pasuje na chłodne wieczory idealnie.
Po krótkiej, ale miłej przerwie wróciłem do dalszego eksperymentowania. Postanowiłem zrobić jeszcze jedną kawę z mlekiem, tym razem dość mało znaną. Było to dry cappuccino. Jest to taka wersja tej kawy, w której używa się nie spienionego mleka, ale tylko mlecznej pianki. W tym celu wyregulowałem pokrętło spieniacza na największe spienianie. Z dyszy leciała praktycznie sama piana (a później oczywiście espresso). Nie jestem fanem tej kawy, ale na ekspresie 4SWISS Roma A10 udało się ją zrobić bez problemu.
Na koniec postanowiłem zrobić jeszcze kilka espresso, ale w różnych wersjach. Najpierw tzw. romano, czyli espresso z kawałkiem cytryny (dodatkowo do samej kawy można wycisnąć nieco soku). We Włoszech taką kawę pija się podobno na porannego kaca. Nie wiem, czy ma ona aż tak magiczne działanie, ale w smaku jest dość oryginalna (i wcale nie jest ohydna, jak niektórzy mogliby myśleć).
Walcząc z kacem można też pójść w drugą stronę – i w ogóle z nim nie walczyć! Posłuży do tego coretto, czyli espresso w niewielką ilością alkoholu. We Włoszech tradycyjnie dodaje się grappę (rodzaj wódki z wytłoczyn po winogronach), ale nie jest to obowiązkowe. Równie dobrze można użyć whisky, brandy, czy koniaku.
Espresso można wypić również na „bardzo słodko”. Włosi lubią 2 wersje: con panna, czyli z bitą śmietaną lub z miodem.
Na koniec zrobiłem klasyczne wariacje na temat espresso, czyli lungo i ristretto. Ta pierwsza to „przedłużone” espresso, w którym ekstrakcja, czyli zaparzanie jest wydłużone, a przez to kawa ma większą pojemność. Klasyczne lungo to 50-60 ml naparu. Po drugiej stronie jest ristretto, czyli espresso „ograniczone”. Taki napar ma zaledwie 15 ml, czyli mały łyk.
Podsumowanie
Korzystając z prostego w obsłudze, ale dobrego ekspresu automatycznego „do domu” udało mi się zrobić kilkanaście fajnych kaw: od oczywistych espresso, czy cappuccino, do nieco bardziej skomplikowanych, takich jak mocha, czy marochino. Co zdecydowało o sukcesie mojego zadania?
Po pierwsze – dobre espresso to podstawa przy tworzeniu większości kaw w typie włoskim. 4SWISS Roma A10 generuje ciśnienie 19 bar, które potrafi wycisnąć ze zmielonych ziaren wszystko, co najlepsze.
Po drugie – dobry i wygodny sposób spienienia mleka. Dobry, bo dobrze spienia. Pianka jest gęsta, nie pęka – jest taka, jak powinna być. Wygodny, bo łatwy w utrzymaniu i czyszczeniu.
I po trzecie – prostota. Testowane przeze mnie urządzenie ma zaprogramowane 4 kawy: espresso, dużą czarną, cappuccino i latte. Ponadto może zrobić samo spienione mleko i gorącą wodę. Tyle wystarczy by zrobić mnóstwo innych kaw. Wystarczy mieć trochę wiedzy (tu znowu odsyłam do mojego artykułu, o którym wspomniałem na początku) i można się bawić. Są ekspresy, które w swoim programie mają kilkanaście albo więcej różnych napojów. Nie twierdzę, że źle one działają, ale ja osobiście zawsze wolę mieć większą kontrolę na kawą, którą przygotowuję. Zamiast kliknięcia w jeden guzik wolę kliknąć w kilka po kolei i mieć przez to kontrolę nad ilością mleka, stopniem jego spienienia, czy wielkością espresso. 4SWISS Roma A10 mi to zapewnił i dlatego mogę wystawić mu szkolne „5”.
Ekspres 4SWISS Roma A10 jest do kupienia na stronie sklepu producenta: http://4swiss.pl/ekspres/
Do testów używałem kawy Kolumbia Supremo z palarni Single Origin: https://singleorigin.pl/produkt/kolumbia-supremo/