Szukaj

Rewolucja kawowa trwa!

Rewolucja kawowa trwa!

Rynek kawy w naszym kraju przez ostatnie 25 lat uległ ogromnym przeobrażeniom. Powstała niezliczona ilość kawiarni, w których kawa podawana jest wraz z ciastami i innymi wypiekami, często domowej roboty. Dominują w nich kawy włoskie, takie jak espresso, cappuccino, latte, a także kawy z wszelakimi syropami smakowymi, likierami, bitą śmietaną i posypkami. Kawa przygotowywana jest z ciemno palonych ziaren. Podobnie sprawa wygląda w popularnych lokalach sieciowych, które wyrastają na każdym rogu w coraz większej liczbie miast. Ciemno palone ziarna, ogromna ilość mleka, słodkie dodatki – powstaje kawowy „ulepek”, w którym sama kawa, nierzadko, jest najmniej ważna, znikając zupełnie w masie słodkich dodatków.

Niemniej jednak, trzeba otwarcie przyznać, że oba typy kawiarni wniosły sporo nowości do kultury picia kawy w Polsce. Popularne „plujki”, czy „zalewajki” są coraz rzadziej spotykane, a termin espresso (niekiedy jeszcze, niestety, „ekspresso”) coraz lepiej kojarzony. I chociaż nie jestem zwolennikiem kawowych „ulepków”, jak określam kawy z ogromną ilością słodkich dodatków, to przyzwoite espresso, cappuccino, czy latte zawsze znajdzie moje uznanie. Na marginesie dodam (bo regularnie otrzymuję takie zapytania) – do klasycznych włoskich kaw najlepiej używać jest mocno palonych ziaren, najlepiej z Ameryki Środkowej lub Południowej – ziarna z tamtych rejonów mają naturalne nuty orzechowo-czekoladowe, które dodatkowo są uwydatnione przez mocne palenie. Takie kawy dobrze komponują się z mlekiem.

rewolucja_ulepki

Wracając do tematu, wielu miłośników kawy, kawowych „freaków”, uważa, że w hektolitrach mleka, słodkich syropach i wszelkich dodatkach zagubiła się gdzieś najważniejsza rzecz, czyli sama kawa, która ma przecież sama w sobie kilkaset związków aromatyczno-smakowych, a bogactwo jej odmian i rejonów pochodzenia może konkurować z winem! Dlatego też na Zachodzie od kilkunastu, czy dwudziestu-kilku, a w Polsce od kilku lat trwa tzw. „trzecia rewolucja kawowa”. Wspominałem już o niej we wcześniejszych artykułach: pierwsza rewolucja kawowa to lata po II wojnie światowej i wprowadzenie do obrotu kawy rozpuszczalnej, druga – lata ’80 i ’90 i rozwój sieci kawowych oferujących kawy na wynos, w tekturowych kubkach. Trzecia rewolucja trwa obecnie i nabiera coraz większego rozpędu. Jej istota to powrót do korzeni, do ziaren najwyższej jakości, starannie wypalanych rzemieślniczymi metodami w małych palarniach. Kawy takie często podawane są bez dodatków i nawet bez mleka, dzięki czemu można odkryć bogactwo smaków ziaren pochodzących z różnych rejonów świata: od kawowej kolebki, czyli Etiopii, poprzez Azję południowo-wschodnią, aż do Ameryki Południowej i Środkowej. Każdy kontynent oferuje mnóstwo różnych kaw, chociaż można przypisać im pewne cechy wspólne. Wspomniane kawy amerykańskie są w dużej mierze orzechowo-czekoladowe. Afryka to nuty cytrusowe, a Azja ziemiste i leśne. Jest to, oczywiście, spore uproszczenie, ale tak w dużym skrócie można scharakteryzować ziarna pochodzące z głównych miejsc upraw kawowca.

rewolucja_zabawki

Poza wysokiej klasy kawą, istotą „kawowej rewolucji” są także nietypowe metody zaparzania. Pisałem już o nich wcześniej na blogu, więc wielu z Was kojarzy pewnie takie nazwy jak Aeropress, Chemex, czy Hario. Są to proste i niedrogie urządzenia, które pozwalają zrobić świetną kawę. Co ważne, pojawiają się one także w coraz większej liczbie kawiarni (w jednym z artykułów pisałem o kawiarniach w Warszawie, które mają w ofercie kawy zaparzane w ten sposób). Początkowo wiele osób nieco się lęka i uważa, że czarna kawa bez mleka będzie nie do wypicia. Jest to być może związane ze wspomnieniem „plujek” pitych przez rodziców, czy dziadków, gdzie faktycznie nie było jakości, a kawa miała jedynie „dać kopa”. W tym wypadku jest inaczej. Dobrej jakości ziarna, świeżo palone (niebyt mocno) i zmielone tuż przed zaparzeniem to zupełnie inna bajka i jednocześnie zaproszenie do odkrycia bogactwa smaków i aromatów jakie oferują arabiki z całego świata. Myślę, że z kawami takimi jest nieco jak z zieloną herbatą. Większość z nas w dzieciństwie piła czarną herbatę z cukrem i kiedy po raz pierwszy spróbowaliśmy herbaty zielonej, niesłodzonej, to raczej nie zapałaliśmy do niej entuzjazmem. Dopiero za którymś razem niektórzy przekonali się, że taka herbata jest smaczna, a różnorodne odmiany (np. sencha, kokeicha, bancha, czy gunpowder) pozwalają na znalezienie swojego idealnego smaku.

Kończąc ten artykuł chciałbym Wam życzyć odwagi w próbowaniu nowych rzeczy! Czarna kawa może być świetna i pyszna, chociaż od Wielu wymaga to pewnego przełamania się. Spróbujcie! Być może okaże się, że po chwili będziecie zastanawiali się, jak przez tyle lat mogliście do tak genialnego napoju dodawać mleko (i/lub cukier). Smacznego! :)